57 e CROSS INTERNATIONAL SATUS GENÈVE

Sobota, 29 stycznia 2005 · Komentarze(0)
To były czasy... i mój pierwszy zawodniczy wyjazd za granicę. Do najpiękniejszego kraju w jakim byłem. Przy okazji odwiedziłem Padre w najlepszym mieście świata czyli Frankfurcie nad Menem. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że będzie mi dane tam spędzić część swojego życia. Ale wracając do Szwajcarii, Genewy i samego biegu. Po bardzo długiej tułaczce dostaliśmy nocleg w schronie przeciwatomowym. Na początku trochę mnie to zdziwiło, ale chłopaki z klubu mówili ze to normalka. Zresztą ogrom naszego schronu, który znajdował się pod jednym z miejskich boisk, robił wrażenie. Jego stan, czystość i estetyka także. Po rozpakowaniu auta i zajęciu łoży, czas na kolację, na którą zabiera nas, opiekujący się nami Szwajcar. Genewa leży przy granicy z Francją (którą też 2 dni później zaliczyliśmy), blisko jest także Italia. Mówi się tam po francusku, rzadziej niemiecku i ici-pici po włosku. Ale wracając do Szwajcara, zabrał nas na taką pizzę, jakiej w życiu nie jadłem, belisssimo!! Po powrocie pogaduchy i do spania. Następnego dnia rano trening, a oczom mym ukazało się prawdziwe piękne tego miasta. Wokół góry jakich nie widziałem wcześniej (ani wczoraj z racji późnej pory). I to jezioro z krystalicznie czystą wodą. Następnie śniadanie w jednym z hoteli (mieliśmy tam wyżywienie na cały okres pobytu) Po śniadaniu na miasto, w 2005 roku robiło ogromne wrażenie - prawdziwy zachód. Pogoda dopisywała, w styczniu było kilkanaście stopni. Wieczorem konkretny bankiet w jakimś odpicowanym pałacyku. Tak minął kolejny dzień. Trzeciego nadszedł dzień startu, pamiętam towarzyszył mi olbrzymi stres. Międzynarodowa mieszanka robiła na mnie wrażenie. Szczerze mówiąc nie pamiętam biegu, pamiętam za to trasę, bardzo ciężka ze stucznie usypanymi hopkami, kręta, i przy jakiejś górskiej rzece. Pamiętam też ostatnie 0,5km kiedy mój trener krzyczał mi spokojnie to jest dziewczyna(startowaliśmy ze starszymi dziewczynami). Ale ja nie chciałem dać się wyprzedzić "babie". Dzięki bogu nie dałem, a na mecie okazało się, że ów "baba" była drugim chłopcem za mną na mecie!! Niezły fart, ale jest 1 miejsce i szok!! Na mecie super obsługa gorące koce(nie wiem gdzie je grzali) isostar też gorący. Dekoracja, puchar, nagrody, dopingowanie kolegów i do domu ogarnąć się. Wieczorem kolejny bankiecik :D. Wszyscy byli pod wrażeniem mojej osoby, a ja wtedy skromny chłopak nie wiedziałem jak ma się zachować, co oni ode mnie chcą i co mówią. Dostałem wielki kociołek z czekolady wypełniony cukierkami. Bardzo miło. Tak minął kolejny dzień. Dzień 4 ostatni podzieliliśmy na 2 części. Oczywiście z rana był trening, zaś po wyjazd do Francji. Bardzo ładne też mają tam tereny. Zakupy w markecie i powrót do Genewy. 2 część dnia żegnaliśmy się z miastem, szkoda było je opuszczać. Wieczorem jeszzce kolacja u szefa biegu i wiooo do Polski. Piękne czasy....

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa tynie

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]